W połowie listopada 2016 biskup bawarskiej Pasawy Stefan Oster (wyniesiony do tej godności w 2014 r przez papieża Franciszka) napisał obszerną analizę sytuacji Kościoła Katolickiego w Niemczech, zatytułowaną „o utracie tego co święte i tęsknocie za przełomem”. Odnosząc się do popularnego nad Renem w epoce tak zwanych reform posoborowych hasła : „przesłanie radości zamiast przesłania strachu”, biskup Oster zauważył : „jednym z głównych problemów tamtego czasu jak i obecnie jest to, że wraz z wielkim nowym otwarciem się na świat księży, zakonników i kościoła generalnie, ta głoszona przez Sobór Watykański II radosna wieść o powszechnym zbawieniu potajemnie przekształciła się w swego rodzaju „automatyzm zbawienia” : skoro Bóg kocha wszystkich ludzi i dla wszystkich umarł z pewnością więc wszyscy będą zbawieni automatycznie!”
Według bawarskiego biskupa współczesny kryzys Kościoła w Niemczech i nie tylko tam, bierze się właśnie z tej zmiany, z pomijania tych fragmentów Ewangelii, które wprost mówią o konieczności wyrzeczeń i pracy nad sobą, o konieczności „podjęcia swojego Krzyża”: „dzisiejszy kryzys powołania do kapłaństwa i zakonów oprócz innych czynników bierze się właśnie z tego, że tylko w nielicznych parafiach, wspólnotach istnieje doświadczenie wiary, w którym podkreśla się i żyje się tym, że w wierze chrześcijańskiej chodzi o osobiste opowiedzenie się za Chrystusem, oraz o tym, że im bardziej głęboka jest duchowa droga osoby wierzącej tym bardziej droga ta musi być wyrazista”.
Biskup Stefan Oster doskonale opisał, istotę kryzysu, którego raczej nie umniejsza, ale wręcz powiększa papież Franciszek - jak mówią jego bezkrytyczni admiratorzy – „słuchającym ukierunkowanym na duszpasterstwo, a nie na doktrynę Magisterium”. Wczytując się choćby pobieżnie w tytuły najważniejszych programowych dokumentów tego pontyfikatu („Ewangelii Gaudium” i „Amoris lactitia”), słowem szczególnie afirmowanym przez obecnego papieża jest „radość”. Franciszek i jego najbliżsi współpracownicy mówią, że w obliczu potrzeb współczesnego człowieka nie można być
„konserwatywnym rygorystą”, tylko trzeba z radością i miłosierdziem wychodzić do ludzi („nowa troska duszpasterska”), przede wszystkim tych najuboższych i najsłabszych.
Z czym jednak do ludzi? Czy można pozbawić ludzi ubogich i słabych (któż z nas takim nie jest?) największego skarbu, jakim jest jednoznaczny i mocny przekaz wiary? Czyż to nie Chrystus, założyciel Kościoła powiedział do Piotra : „umacniaj braci w wierze”. Czyż wielu świętych, jak choćby św. Jan Bosko, okazując miłość do człowieka, zaprzestał głoszenia prawdziwej i niezmienne choć trudnej doktryny Kościoła swoim „ubogim chłopcom”. Przykładów mógłbym mnożyć wiele. Tymczasem opublikowana w 2016 roku przez Franciszka posynodalna adhortacja „Amoris lactitia”, dopuszczając do komunii świętej osoby rozwiedzione (w Argentynie i Niemczech) żyjące w nowych cywilnych związkach, jest uderzeniem w katolicką naukę o dwóch sakramentach (małżeństwa i Eucharystii). Przecież w tym przypadku chodzi o zanegowanie nauczania samego Chrystusa o nierozerwalności małżeństwa przekazanego na kartach Ewangelii.
Uderzenie w katolickie nauczanie o nierozerwalności sakramentu małżeństwa wywołało bezprecedensową (w naszych czasach) reakcje, którą można bez przesady określić mianem „publicznego upomnienia” następcy św. Piotra przez grupę kardynałów, domagających się od papieża odcięcie się od błędów zawartych w jego adhortacji.
Co ma jednak wspólnego z napędzaniem kryzysu w Kościele Rok Miłosierdzia? O tyle ma, że była to w dużej mierze stracona - dla niektórych akcja przypomnienia nauki Kościoła o Bożym Miłosierdziu. Rok Jubileuszowy został raczej wykorzystany do próby wpisania Miłosierdzia w „paradygmat radości” i wykorzystania na „potrzeby duszpasterskie” przeciwstawiane mówiącym o grzechach „rygorystom zapatrzonym w doktrynę”. Jednak pytanie podstawowe brzmi : kto nie potrzebuje miłosierdzia? Tylko Bóg. Co więc zrobić ze współczesnym człowiekiem, który postawił siebie na miejscu Boga? Jak przekonać go o wartości Bożego Miłosierdzia, skoro on sam nie tylko nie uważa, że popełnił jakiś grzech, lecz także sądzi, iż czegoś takiego jak grzech w ogóle nie ma?