Książka Pawła Lisieckiego „Krew na naszych rękach”, powinien przeczytać każdy! Jest ona kolejnym etapem w dochodzeniu przez Polaków do własnego głosu i własnego punktu widzenia w sprawach polsko- żydowskich. Z uwagi na obszerność tej pracy, wagę zebranych przez autora przykładów i argumentów należy ją uznać za dzieło szczególnie ważne, wręcz za milowy krok do odkłamania stereotypów, które w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat uczyniono obowiązującymi w edukacji, mediach i popkulturze.
Za moim ulubionym (rzetelnym!) publicystą Rafałem Ziemkiewiczem należy używać celowo określenia, „sprawy”: polsko- żydowskie, bo mówienie tu o „stosunkach” polsko- żydowskich jest częstym, chyba świadomie stosowanym sposobem fałszowania problemu. Nie jest bowiem tak, że istnieją narracja żydowska i narracja polska, pomiędzy którymi szukać można wzajemnego zrozumienia i prawdy. W tym dyskursie nie tylko jest, ale nawet dominuje, strona trzecia, potężny gracz, który wcale niekoniecznie Żydom sprzyja i niekoniecznie przejęty jest cierpieniami, których w swych dziejach doznawali, ale w tragedii Holokaustu znalazł niezwykle pożyteczne narzędzie do załatwiania swoich, często bardzo brudnych interesów.
Gdzieś do lat 60, XX wieku Polacy i Żydzi w oczach świata, by użyć tego kolokwialnego określenia, „jechali na tym samym wózku”. W latach wojny i bezpośrednio po niej zachód zwyczajnie nie chciał wiedzieć o Shoah. Jan Karski, który podczas drugiej wojny światowej raportował w USA o Holokauście, mówił w wielu wywiadach, że sugerowano mu wielokrotnie i wyraźnie : „to wy Polacy, fabrykujecie te bzdury, żeby wciągnąć amerykańskich Żydów i całą Amerykę w popieranie waszych politycznych roszczeń, ale nie damy się nabrać”. Także z pamiętników Szymona Wiesenthala wynika, że przez wiele lat był on ze swą „obsesją” przypominania o ludobójstwie, traktowany przez zachodnie elity jak zwolennicy hipotezy o zamachu w Smoleńsku na salonach w III RP.
Zmiana zaczęła się od roku 1968, od lewackiej rewolty, która przeszła przez uniwersytety, redakcje i parlamenty, pod hasłem zniszczenia wszystkich tradycyjnych wartości cywilizacji zachodu, religii, patriotyzmu, rodziny itd. Ta rewolucyjna fala szybko uświadomiła sobie, że spychana dotąd na margines historii drugiej wojny światowej zagłada europejskich Żydów jest dla niej, jeśli tylko należycie ją wykorzysta, fantastycznym darem od losu. Trzeba tylko zbudowanej małej narracji opisującej świat, po pierwsze - umieścić Holokaust w centrum całej historii, po drugie - uczynić go oczywistym skutkiem wszystkich wspomnianych wartości. Wpoić „nowemu człowiekowi” wychowanemu zgodnie z lewicowymi założeniami, że to wiara w Chrystusa i miłość do ojczyzny, które przez wieki uchodziły za cnoty, doprowadziły do antysemityzmu, nienawiści i w efekcie do największej zbrodni w dziejach. Ba, wręcz do tego doprowadzić musiały, albowiem „patriarchat” i wiara w istnienie jednej obiektywnej prawdy zawsze nieuchronnie prowadzą do fanatyzmu ze wszystkimi jego skutkami.
Autor “Krwi na naszych rękach” wyżej opisany proces widzi z pewnej perspektywy, akcentując istotny wątek. Tym wątkiem jest tutaj proces stopniowej utraty wiary przez Kościół Katolicki, wycofywanie się z głoszonego od dwóch tysięcy lat przesłania, zaprzeczania mu i sprowadzania Jezusa do roli przedwiecznego celebryty, który nie był wcale odrzuconym przez Żydów Mesjaszem (bo taka suppozycja Żydów obraża) i nie miał bynajmniej monopolu na rozsądzanie, co jest dobre, a co złe.
Jednak w tym 600 stronicowym wywiadzie jest to oczywiście jeden z wątków. Innym, dla Polaków szczególnie istotnym, jest również historia tego, w jaki sposób instrumentalne wykreowanie Holokaustu uderzyło i nadal uderza w Polaków. Lewactwo marksistowskie i liberalne obsadza nas bowiem w roli biernych, a więc współwinnych świadków; a w gorszym i coraz częstszym, w roli czynnych i bezpośrednich sprawców arcyzbrodni.
Opowieść o tym, jak tragedią Holokaustu, straszliwej, ale przecież nie jedynej, ani nawet nie wyjątkowej w historii próby eksterminowania całego narodu przeniesiono z dziedziny realnej historii w dziedzinę mitu, obwarowanego surowym tabu i jak z kolei mit został zinstrumentalizowany dla przyziemnych rozgrywek politycznych, a nawet do ordynarnego wymuszania przez cwanych prawników „odszkodowań”.
Czytając książkę Pawła Lisieckiego “Krew na naszych rękach” twierdzę, że czytelnik pochłonie ją niczym fabułę thrillera. To również piękny, wolny od emocji, merytoryczny i nacechowanych szacunkiem do polemistów czy w sporze o historię i dogmaty wiary, czy bieżącą politykę, stawia tę powieść bardzo wysoko. Tym bardziej ją cenie, gdy widzę jak ją atakują elity, jak na przykład redaktor Adam Szostkiewicz w „Polityce”.
Wasz Przyjaciel
Parafia Chrystusa Króla
w Goczałkowie
ul. Strzegomska 17A, 58-150 Goczałków
Warto przeczytać