Człowiek powinien przez całe życie oswajać się z prostą prawdą, którą jest śmierć. Z . Herbert wyraził to poetycko i bardzo głęboko: „Panie, wiem, że moje dni są policzone/ zostało ich niewiele…”. Powołanie, wspaniałego poety, powinno jak echo odbijać się zawsze w nas. W chwilach śmierci, a widziałem ich wiele, widać całą prawdę o człowieku. Dlatego, uważam, że warto celebrować moment śmierci.
Gdy nadchodzi śmierć wielu chrześcijan pragnie aby zjawił się przy nich ksiądz, by udzielił im sakramentów. Wtedy często myślę, że ci ludzie mają pewność, że nie odchodzą w nicość, ani nie na zawsze. Idę do końca, ufni w Bożą miłość. Jeszcze wyraźniej uświadomiłem to sobie, gdy w dzień zaduszny drugiego listopada wspominałem, jak co roku, odejście mojej ukochanej mamy. Złożona ciężką chorobą, otoczona w domu przez męża, dzieci i wnuki odchodziła radośnie z zapaloną gromnicą w dłoni. Myślę, że dzięki Łasce Bożej, wybrała sobie ludzi wśród, których chciała odejść. Uważam, że przez takie umieranie celebrowała moment śmierci. Za ten przykład jesteśmy ogromnie wdzięczni.
Truizmem jest twierdzić, że śmierć to jedna z największych tajemnic ludzkiego istnienia. A jednak to największa niewiadoma, która budzi niepokój i lęk. Powiem szczerze: też się jej boję. Tak po ludzku boję się momentu śmierci, jak każdy. Jest we mnie jakiś ludzki niepokój przed tym, co nieznane. Ale staram się, mimo ogromnego apetytu na życie poddać się panowaniu Jego woli. Powiem więcej. Codziennie proszę o dobrą śmierć, wcześniej pojednawszy się z Bogiem i bliźnimi.
Oto piękny przykład. Jan Kaczkowski zmarły założyciel hospicjum imienia św. Ojca Pio w Pułtusku miał pewność, że Bóg go nigdy nie opuszcza. „Że króluje On nad czasem. Wszystko jest wprojektowane w krótkie życie, które w sposób naturalny ma początek i koniec” - tak pisał w książce „Grunt pod nogami”.
Odwiedzając szpital lub chorych w domach można często dostrzec dwa oblicza choroby, która często prowadzi do śmierci : rozpacz i mimo lęku radość, która mobilizuje. Rozpacz to szatańskie działanie. Mobilizację widać u tych, którzy przeprogramowali siebie, starają się poukładać relacje, uświadomić sobie, co jest najważniejsze. A najważniejsze jest Zbawienie!!!
Gdyby nie istniało życie wieczne. Gdybyśmy przestali wierzyć w Zbawienie wieczne. Gdyby nie istniała nieśmiertelna dusza, wszystko byłoby nic nie warte. Jako chrześcijanie wierzymy, ze raz zaistniawszy na ziemi, będziemy trwać wiecznie. Żyjemy w czasach, w których stawia się na „tu i teraz”. Ludzie są krótkowzrocznymi. Patrzą na czubek własnego nosa i na własny ogródek. Gonią ciągle. Skupiają się na życiu cielesnym. Próbują sobie zbudować raj na ziemi, a wychodzi im piekło. Często zapominają, że po „tu i teraz” jest jeszcze coś. Coś więcej. Albo niebo, albo piekło. Ludzie niewierzący w chwili śmierci bardzo często odczuwają rozpacz. Wszystko się kończy.
Bardzo mocno wyraża i nad tym ubolewa Stanisław Ciosek, były wieloletni ambasador Polski w Moskwie, dawny partyjny ateista. Mówi on o życiu, które zostaje skreślone z ewidencji : „odprawić świecki pogrzeb to tak, jakby pochować zwierzę. Psa lub kota. Zakopać i po krzyku. Kościół troszczy się o swych wyznawców. Wypracował rytuał jak ich godnie pochować. Świeckość takiej tradycji nie ma. Państwo po prostu skreśla z ewidencji obywatela i tak się wszystko kończy”. Dodam, że zostaje tylko „nic”.
I jeszcze jedno. Wiem, że do śmierci, trzeba się przez całe życie przygotowywać. Świetnie mówił o tym św. Jan Bosko, że w tym przygotowaniu najważniejszą rolę odgrywa Eucharystia. To „przedsionek nieba”. To z niej czerpiemy siły. Wierzymy w żywą, realną obecność Chrystusa w Eucharystii! W miłość, która jest największa i która nigdy nie przeminie.